Co zjeść w Neapolu? Zapraszam, będzie smacznie.
Wycieczka do Neapolu dla jedzenia nie powinna nikogo dziwić, tak więc może przejdźmy od razu do konkretów. Co zjeść w Neapolu?

Pizza.
No na ten temat możnaby napisać osobny wpis ( a co mi tam, może się kiedyś szarpnę).
Pizza z Neapolu to jest esencja życia, obłęd, pasja. Za każdym razem gdy ją jem nie mogę nadziwić się, że ktoś TO kiedyś wymyślił. Gdyby pizza nigdy nie powstała, jak wyglądałby nasz świat i czy w ogóle by jakoś wyglądał?
W różnych regionach Włoch pizza trochę się od siebie różni. Jednak właśnie margherita z Neapolu uznawana jest za tą jedną jedyną, właściwą, najprawilniejszą i niepodważalną KRÓLOWĄ. Nie bez kozery neapolitańska sztuka robienia pizzy (l’arte del pizzaiuolo napoletano) została uznana przez Unesco za niematerialne kulturowe dziedzictwo.
Pizza napoletana jest ultracienka, o nieregularnym kształcie, z mocno wyrośniętymi przypalonymi brzegami, na środku trochę mokra od mozzarelli. Do tego odrobina oliwy i całość zwieńczona słodkim aromatem dojrzewających na neapolitańskiej ziemi pomidorów San Marzano. Nie ma co, jest to temat podniosły. No więc jeżeli ktoś czasem jeszcze nie wiedział co zjeść w Neapolu, to już wie.

Podobno najstarsza pizzeria w Neapolu.
Pizza na talerzu to wsławiona Margherita z „Antica Pizzeria da Michele” i w zasadzie, co będę się czaić, powiem wprost. Wypad do Neapolu podyktowany był w pierwszej mierze tym, żeby zjeść właśnie tą konkretną pizzę. Miasto, wiadomo oczywiście swoją drogą, ale są jakieś priorytety.
Jak pewnie kilka milionów osób albo więcej, musiałam odwiedzić jedną z najstarszych pizzerii w Neapolu. „Antica Pizzeria da Michele” – rozsławiona dzięki Julii Roberts, która w filmie „Jedz, módl się i kochaj” doświadcza romansu z pizzą w rzeczonej pizzerii. Wolnego stolika w takim miejscu z marszu nie uświadczysz, zwłaszcza wieczorem. Spróbowaliśmy więc udając się na otwarcie w południe i obyło się bez koczowania w dwugodzinnej kolejce. Na menu nie czekajcie, oferują tu tylko dwa rodzaje pizzy, klasyczna Margherita i Marinara, czyli klasyka gatunku. Naprawdę polecanko, nawet jakbyście mieli czekać.
Pizza jest klasą samą w sobie, a wnętrze pizzerii, bardzo proste i przez to tak klimatyczne. Stare marmurowe blaty, zaśniedziałe lustra, proste stoliki – świętością jest tu pizza i nic nie ma prawa przyćmić jej doskonałości.


Una pizza a portafoglio per favore!
Prawdziwą dobrą pizzę z Neapolu powinno się dać zwinąć w tzw. portafoglio, (w dosłownym tłumaczeniu w „portfel” który przypomina po złożeniu). Czyli po prostu złożona na cztery części, tak aby można ją było swobodnie jeść na ulicy.
Cieszę się że w moim Wrocławiu jest naprawdę kilka dobrych pizzerii gdzie pizzę robi się na modłę neapolitańskiej szkoły ( m.in. „Piec na szewskiej„, „Vaffanapoli„, „Pizzeria Si„) dzięki czemu mamy taką pizzę lokalnie i nie trzeba lecieć do Neapolu.
Chociaż myślę, że i tak by mnie to za specjalnie nie powstrzymało.

Pizzę w Neapolu zjemy nie tylko w całości, bo liczny jest także wybór lokali, gdzie sprzedawana jest jak zresztą często we Włoszech, a taglio, czyli na kawałki krojone z wielkiej blachy. Niech Was nie zmyli ten biały „sos”, to broń boże nie sos czosnkowy (sic!), tylko rozpływająca się w ustach świeża burrata (nie mogłam zostawić tego wątpliwościom).
(Tymczasem wjechał talerz makaronu, nie wytrzymałam.) W międzyczasie sprawdziłam i według internetów jednogłośnie najstarszą pizzerią jest „Antica pizzeria Port’Alba” . Działa aż od 1738 (!), a od 1830 oficjalnie jako lokal z pizzą działający w centrum miasta.

Co zjeść w Neapolu? Arancini
– uznawane za must neapolitańskiego jedzenia ulicznego, choć nie wszyscy wiedzą, że nie pochodzą z tego regionu. W Neapolu zwane A pall ‘e ris, nie są typową potrawą kuchni neapolitańskiej, lecz zostały za dawnych czasów zapożyczone z kuchni sycylijskiej, w której brylują do dziś. (Na Sycylii za to wzięły się prawdopodobnie z półwyspu arabskiego gdzie często jadano ryż np. z dodatkiem szafranu.)
Przygotowuje się je z ryżu do risotto, najlepiej wykorzystać risotto „avanzato”, czyli ostałego z poprzedniego dnia. Zazwyczaj arancini są z nadzieniem, tutaj możemy spotkać je np. z ragù, pomidorami, groszkiem, mozzarellą itp. Te ryżowe kulki są świetnym sposobem na to, żeby uskutecznić tzw. spacer po lodówce i z resztek przygotować pyszne nadzienie.
Są chrupiące z wierzchu, mięciutkie i rozpływające się w środku dzięki kleistemu ryżowi i esencjonalne dzięki aromatycznemu nadzieniu.
W Neapolu sprzedawane są naprawdę na każdym rogu, nawet w mini-budce czy prowizorycznemu stoliku na kółkach. Uwaga: nie jedzcie oczami, bo są baaardzo sycące.

Neapolitański street food olejem płynący
Spacerując uliczkami Neapolu, które co rusz namawiają do próbowania nowych lokalnych specjałów, zauważycie, że tu prawie wszystko się smaży.
Skwierczący olej jest KRÓLEM neapolitańskiego street food’u! Tutaj w cieście smaży się: cukinie, bakłażanowe pulpety, kalmary i sardynki. Smaży się także ryż (arancini), crocchè ziemniaczane, smaży się pączki, smaży się ciasto, ba! smaży się makaron (frittata di pasta), ALE – smaży się tu nawet pizzę!
Jeżeli zastanawiamy się co jeszcze zjeść w Neapolu, to na pewno będą to: fritture. Przechadzając się po Neapolu nie sposób przejść obok nich obojętnie. Mowa o tzw. cuoppo – papierowym stożku wypełnionym po brzegi smażonymi dobrociami, które pachną i smakują obłędnie. To typowa kuchnia neapolitańska, czyli m.in cuppetiello, jak również bywa nazywane, możemy wybrać w wersji di pesce, czyli tzw. misto z ryb i owoców morza, ale możemy też skusić się na warzywno-ziołowo-mięsne, tzw. cuoppo di terra. Ten rożek świeżo-smażonych frykasów jest kulinarnym dziedzictwem kultury partenopejskiej, kiedy wśród lokalnych mieszkańców zasłynął jako „oggi a otto”. Znaczyło to, że kupując taki posiłek można było uiścić za niego opłatę w ciągu kolejnych ośmiu dni.
Friggitori, w których pokosztujemy tych kalorycznych pyszności jest na pęczki, jednak jedną z najbardziej znanych i lubianych jest Passione di Sofì na via Toledo. Kuchnia tu znajduje się na pierwszym piętrze, a świeże fritture zjeżdżają specjalnym koszem na parter, gdzie świeżutkie nakładane są gościom do rożków. Smażą tu z najwyższą starannością, a ogromny wybór świeżych i wysokiej jakości produktów sprawiają, że każdy każdy kąsek jest wyjątkowy. Za 6 € możesz rozkoszować się (i najeść się do syta) starożytnymi smakami neapolitańskiego street foodu.

Sfogliatelle, cannoli i inne słodkie cuda
Kiedyś przychodzi w końcu ochota na deser i tu możemy liczyć również na nie mniejsze spectrum kulinarnych rozmaitości.
Cukierniczym skarbem Neapolu jest Babà. Przypomina ona bardzo naszą rodzimą babkę (mówi się nawet, że jest wynalazkiem polsko-francuskim), ale ma zazwyczaj jeden typowy kształt (nie przypomina mi jednak nic innego jak klasyczny falochron). Jest sowicie nasączona rumem lub limoncello i wypełniona jest nadzieniem. Możemy spotkać ją z dodatkiem waniliowego lub czekoladowego kremu, bitą śmietaną i owocami i polaną słodką glazurą. To jest prawdziwa bomba kaloryczna.
Obok niej plasuje się sfogliatella, coś równie prawdziwie neapolitańskiego. Jest to ciastko, które jada się tu głównie na śniadanie z cappuccino. Są jej dwa rodzaje: frolla i riccia. Obie mają nadzienie z ricotty i semoliny, z tym że sfogliatella frolla robiona jest z ciasta kruchego i z wierzchu przypomina trochę naszą jagodziankę z chrupiącą skórką, a riccia jest z delikatniejszego, listkującego ciasta. Obie równie pyszne i warte kilku dodatkowych kalorii.

W Neapolu rozsmakować możemy się także w cannoli, rurkach z typowego dla nich kruchego ciasta wypełnionego po brzegi kremem z ricotty. Cannoli to typowe ciastka z Sycylii, ale w tutejszych cukierniach zadomowiły się na dobre i dostępne są w wielu rozmaitych wersjach.
Neapol jest pełen świadectw kulinarnego dorobku partenopejskiego i nie skąpi nam wyboru.
W zasadzie chodząc po tym mieście trudno jest powstrzymać się, aby zakupiwszy lokalną przekąskę nie kupić za chwilę następnej. I tak można cały czas: chodzić, kupować, próbować i w zasadzie może to stać się naszą główną atrakcją z wizyty w tym mieście.
Także, bądź co bądź, nawet jeżeli komuś nie podejdzie klimat czy architektura miasta, warto tu przyjechać choćby dla niezwykłego dziedzictwa sztuki kulinarnej.
Buon appetito!

